wtorek, 30 grudnia 2014

Podsumowanie 2014 roku

Za niespełna dwadzieścia pięć godzin powitamy Nowy Rok. Jak co roku każdy z nas wstąpi w ten rok z pełną listą postanowień: od dziś zacznę robić to i to, a przestanę to... Taaak, każdy to zna, jednak ilu z Was udało się wprowadzić chociaż trzy noworoczne postanowienia w życie? I nie mówię tu o postanowieniu w stylu "stanę się mądrzejszy/zmienię się", ponieważ są to procesy niewymagające naszego czynnego udziału, wystarczy, że żyjemy. Zakładam, że mniej niż 30% czytających mój blog. Nie chcę jednak zagłębiać się w powody takiego stanu rzeczy, co to to nie. Dzisiaj będzie bardziej egoistycznie, mianowicie zrobię podsumowanie mojego roku.


Czy rok 2014 był lepszy od 2013? Hmmmm.


1. Teoretycznie w tym roku nikt mi nie umarł, a przynajmniej nikt z najbliższej rodziny.
2. Poznałam cudownych ludzi, z którymi poniekąd nadal mam kontakt i o których nie zapomnę do końca życia.
3. Co prawda "straciłam" trzy przyjaciółki, ale koniec końców wyszło mi to na dobre.
4. Ostatnie trzy miesiące spędziłam w towarzystwie cudownych ludzi, umocniłam przyjaźń z czterema osobami i chyba zawiązałam piątą, ale jeszcze za wcześnie na tak poważne deklaracje.
5. Udało mi się dotrzymać większość obietnic.
6. Stałam się lepszym człowiekiem.
7. Rozwijam swoją pasję.
8. Mam gdzieś zdanie innych.
9. Nareszcie założyłam bloga, którego prowadzę w miarę regularnie.
10. Zmieniłam priorytety.


W oparciu o powyższą listę mogę spokojnie stwierdzić, że ten rok był lepszy od poprzedniego, co wcale nie wydawało się tak oczywiste na początku. Nie mniej jednak życzę Wam wszystkim, by ten nadchodzący rok był jeszcze lepszy niż poprzedni. By miłość Was nie opuszczała, podobnie jak szczęście, nie ważne, co byście robili. No i przede wszystkim życzę Wam kogoś, do kogo zawsze będziecie mogli się przytulić, gdy cały świat zmówi się przeciwko Wam.



To by było na tyle, jeśli chodzi o ten rok. Ja tymczasem idę dalej ogarniać się na jutrzejszą zabawę. Do usłyszenia za rok! ;)









sobota, 27 grudnia 2014

c:


Święta, święta i już  po. Przeraża mnie to, jak szybko ucieka nam czas. Jeszcze nie tak dawno temu odliczałam dni do dziesiątych urodzin, składałam podanie do gimnazjum, po raz pierwszy wzięłam udział w wymianie, czekałam na przyjęcie do liceum, żegnałam się z Babcią, szykowałam się na projekt czy odliczałam dni do moich osiemnastych urodzin. Dziś jestem już pełnoletnia, a kolejne święta minęły niesamowicie szybko. Właściwie to im jestem starsza, tym mniej odczuwam tą całą "magię świąt". Z roku na rok coraz bardziej myślę o świętach jak o czasie odpoczynku, kiedy w końcu mogę odespać, a nie o możliwości spotkania z rodziną i spędzenia z nimi paru dni. Dobrym przykładem jest ten rok- strasznie mocno czekałam na przyjazd wujka, namawiałam go przez dobre trzy miesiące, a kiedy wreszcie przyjechał, to nie robię nic innego jak odsypianie i przygotowywanie się do egzaminu językowego. Wiem, że to jest najważniejszy rok, który będzie miał wielki wpływ na moją przyszłość, no ale czy to oznacza, że powinnam zaniedbywać bliskich? Nie wydaje mi się.

Kolejną rzeczą, oprócz oczywistego braku czasu, którą zaobserwowałam wyjątkowo mocno w tym roku, jest 'przedświąteczny szał zakupów'. Nie mówię, że sama nie dałam się na to złapać, co to to nie- w czwartek wydałam prawie sześćset złoty na ciuchy, mimo że moja szafa jest już teraz bliska eksplozji. Jednak kiedy byłam z koleżanką w CH 23.12 uderzyło mnie to, że praktycznie każda witryna sklepowa opatrzona była wielkim plakatem "WYPRZEDAŻ!". Trzeba być mistrzem opanowania, żeby nie kupić przynajmniej jednej niepotrzebnej rzeczy. Ba, trzeba być mistrzem, by po wyjściu z galerii mieć jeszcze jakiekolwiek fundusze do wydania. Jak co roku powtarzałam sobie: jesteś wystarczająco silna, by tym razem nie kupić żadnej niepotrzebnej rzeczy.. I byłam, dopóki moja Mama nie kazała mi przejrzeć katalogu internetowego. No cóż, może za rok...

Celowo nie dodawałam tutaj żadnych życzeń przed końcem świąt. Doszłam bowiem do wniosku, że święta powinno się spędzać w gronie najbliższych, a przynajmniej nie przed komputerem. Jednak teraz, jako że mamy już 27. grudnia, chciałabym Wam życzyć:


-> jak najlepiej spędzonych ferii świątecznych
-> przeudanej imprezy sylwestrowej (wiem, że nie ma takiego słowa jak 'przeudany')
-> oby ten nadchodzący rok był o niebo lepszy niż 2014
-> pozaliczania wszystkiego jak najlepiej, obojętnie, czy są to matury czy tylko zwykłe testy w szkole
-> miłości, miłości i jeszcze raz miłości (nie tylko tej jedynej, prawdziwej, ale także tej ze strony rodziców, rodzeństwa, przyjaciół... c:)
-> cudownych chwil, które będziecie mogli dodać do listy niezapomnianych
-> zdrowia, bo ono jest chyba najważniejsze
-> pieniędzy, ponieważ co by nie było, to są ważne





Noo i to by było na tyle... chyba. Mam nadzieję, że mieliście udane święta, a pod choinkę dostaliście wszystko, co chcieliście! ;)







see u! c:

środa, 3 grudnia 2014

Dlaczego warto pomagać?

Woow, sporo mnie tu nie było. Można powiedzieć, że odzwyczaiłam się od pisania, ale niestety- listopad nigdy nie był łatwym miesiącem, zwłaszcza że zaraz święta i wystawianie ocen. W każdym razie miałam bardzo intensywny okres, który (mam nadzieję) jest już za mną. Ale po co mówić o mnie, skoro są ważniejsze sprawy, o których chciałabym Wam dzisiaj poopowiadać.


Jak już wspomniałam, zbliża się okres świąteczny, magiczny czas miłości i spokoju. Wielu z nas będzie pewnie za parę dni chodzić po centrach handlowych w poszukiwaniu prezentów dla najbliższych, niektórzy sprawią sobie najnowszy model telefonu, ponieważ stary już jest niemodny, jeszcze inni zrobią całą listę prezentów, które chcieliby dostać.. Jednak niewielu pomyśli o tych, którzy nie mają nic. Dosłownie nic. Najprawdopodobniej trudno jest nam sobie wyobrazić, że niektórzy muszą żyć bez tych wszystkich gadżetów i stosu prezentów pod choinką w każde święta, kiedy my nierzadko nie doceniamy tego, co mamy. Podczas gdy na naszej liście marzeń znajduje się tablet czy komputer, całkiem duża część społeczeństwa marzy o parze ciepłych butów na zimę czy o zwykłej lodówce. Jak już mówiłam, dla nas jest to abstrakcja- żyjemy w domach z internetem, ogrzewaniem, bieżącą wodą, pełną lodówką i kochającymi rodzinami... Mamy możliwość edukacji, o czym większość dzieci może tylko pomarzyć, mamy rodziców, którzy zawsze pomogą nam w potrzebie. Warto jednak pamiętać o tych, którzy w życiu mieli mniej szczęścia.
Zapewne myślicie sobie teraz: "czy ona zwariowała? A nawet jeśli chciałbym/chciałabym pomóc, to co- mam chodzić po ulicy i szukać biednych ludzi?". Nie. Nie zwariowałam i nie trzeba chodzić po ulicy, by dowiedzieć się czegoś na ten temat. Na tej stronie znajdziecie rodziny, którym przydałaby się pomoc. Przy każdej rodzinie zamieszczona jest lista rzeczy, których potrzebują najbardziej. Jeśli chodzi o dzieci, to pod tym adresem dowiecie się więcej o możliwości pomocy biednym dzieciom. Jeśli natomiast masz trochę czasu i chęci, to zachęcam do zgłaszania się jako wolontariusz, by pomóc potrzebującym rodzinom. Więcej informacji znajdziecie tutaj.


Od jakiegoś roku w naszej szkole jest głośno o pewnej dziewczynce- Mai Klucznik. Maja cierpi na zespół Aperta, tj. zespół wad wrodzonych. Dziewczynka ma trzy latka i rozwija się prawidłowo, tak jak każde zdrowe trzyletnie dziecko. Jedynym problemem jest ZA, który kiedyś może uniemożliwić rozwój. Rodzice uzbierali już sto tysięcy złotych, jednak na operację potrzeba około miliona. Sprawa jest o tyle pilna, że nigdy nie wiadomo, przez ile jeszcze jej stan będzie utrzymany na (powiedzmy) dobrym poziomie, tj. takim, by Maja mogła się dalej rozwijać. Na stronie http://majaklucznik.blog.pl/ możecie dowiedzieć się o Mai więcej, ale przede wszystkim o tym, jak pomóc. Także 5.12.2014 roku w LO XIII we Wrocławiu odbędzie się występ kabaretu Elita, a cały dochód zostanie przekazany  na Maję.

Pomyślcie, czy prezent na święta jest ważniejszy niż życie dla małego dziecka? Czy nie bylibyście szczęśliwsi wiedząc, że pomogliście jakiejś rodzinie? Moim zdaniem naprawdę warto od czasu do czasu pomyśleć o kimś jeszcze poza samym sobą i spojrzeć trochę dalej niż sięga czubek własnego nosa. To, że my mamy szczęście i żyjemy w zdrowiu i dostatku, nie znaczy, że inni też tak żyją. Dlatego zachęcam Was bardzo do pomagania innym! Ja tymczasem kończę i czekam na 09.12, kiedy to złożę podanie o dowód, a po jego otrzymaniu pierwszą czynnością będzie zgłoszenie się na wolontariusza. W końcu... Warto pomagać! :)


do napisania c:





poniedziałek, 17 listopada 2014

taka mądrość życiowa..

,,Nie warto być dobrym dla innych. No chyba, że masz tyłek ze stali... Chociaż i wtedy nie warto"


Dobranoc.



piątek, 7 listopada 2014

Don't be afraid to make your dream comes true

Godziny odliczania, tysiące sekund spędzonych na oczekiwaniach, lecz wreszcie jest... PIĄTEK! W dodatku nie taki zwykły, bo zaczynamy długi weekend i kolejne osiemnastki. Jutro uczcimy hucznie urodzinki Karoli, a w niedzielę wybieram się na imprezę do dwóch dawno już niewidzianych koleżanek. Nareszcie, po prawie dwóch miesiącach, będę miała okazję poszaleć bez zamartwiania się szkołą.  Yeaa! Ale nie o tym chciałam dzisiaj mówić. 

Każdy z nas ma marzenia, a przynajmniej powinien. Bez marzeń życie nie ma właściwie sensu, świat traci swój urok i właściwie bez marzeń przechodzimy przez życie jak zaprogramowane roboty: wstać, zjeść, praca, obiad, telewizja, łazienka, spać. I tak przez pięć dni w tygodniu, aż w końcu nadchodzi weekend. Wtedy następuje przeprogramowanie i przez kolejne dwa dni nasz cykl prezentuje się w następujący sposób: wstać późno, zjeść, komputer, telewizor, ewentualnie gazeta/książka, raz na ruski rok spotkanie ze znajomymi (bo przecież jest się zmęczonym), wieczór na kanapie przed telewizorem z piwem w ręce i pilotem w drugiej, łazienka, spać. Gdy człowiek ma marzenia, to wykorzystuje każdą wolną chwilę, by tylko móc zrobić coś w kierunku realizacji marzeń. 
Chodziłam do podstawówki z taką jedną dziewczyną, która od zawsze chciała śpiewać. Przy każdej jednej okazji można było ją usłyszeć, obojętnie, czy chodziło o obchody dwudziestopięciolecia szkoły czy Dzień Odzyskania Niepodległości. Zawsze. Wiem, że należała do zespołu, często nagrywała coś na własną rękę, aż w końcu udało jej się wybić. Poszła do programu i została doceniona, zdobyła fanów, lecz pomimo tego, że nie udało jej się wygrać, nie poddała się. Nadal nagrywa, występuje i robi wszystko, by realizować swe marzenia i rozwijać swe umiejętności. Powiem szczerze, jestem pewna, że już wkrótce usłyszymy o niej ponownie! 
Z marzeniami związana jest jedna bardzo ważna, jak i trudna do osiągnięcia rzecz- motywacja. Każdy z nas zna to uczucie, kiedy wie, że powinien coś zrobić, ale jest wykończony/zajęty i odkłada swą powinność w czasie. Myślimy: jutro też jest dzień, w końcu to nie jest zając- nie ucieknie. No właśnie tu mogłabym się spierać. Prawda jest taka, że nie można odkładać niczego na jutro, ponieważ jutra nie ma. Jest dzisiaj, teraz, w tym momencie. Więc może następnym razem, zamiast spędzać czas przed komputerem, pójdziesz w końcu zapisać się na ten kurs rysunku, który miałeś rozpocząć już z pół roku temu? Albo pójdziesz pobiegać, w końcu miałeś to zacząć 'od jutra' jakiś czas temu... 

Motywacja ma takiego małego, upierdliwego kumpla- nazywa się lenistwo. Nie pozwól mu stanąć na Twojej drodze do spełnienia marzeń. W końcu kto tu rządzi, ty czy on? ;)

Odpowiedź jest jasna, a ja tymczasem żegnam się z Wami i idę realizować moje małe marzenie o gorącej kąpieli z ciekawą książką i olejkami zapachowymi. A co!


Do następnego! c:







wtorek, 28 października 2014

Nie taki diabeł straszny...

Jako że jestem w klasie maturalnej, mam baaardzo dużo czasu na przemyślenia (tak, to ten czas, w którym powinnam się uczyć). Ostatnimi czasy wiele się u mnie zmieniło, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie towarzyskie. Większość byłaby w takiej sytuacji przynajmniej smutna- wiadomo, tracenie kogoś, kogo uważało się za przyjaciela, nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Tym bardziej utrata czterech osób. Jednak moim zdaniem diabeł nie jest taki straszny, jakim go malują. Powiem więcej- może być całkiem przyjemny! Tak na dobrą sprawę, kiedy ma się taką swoją sprawdzoną paczkę, to raczej nie szuka się nowego towarzystwa, prawda? Wolimy spędzać czas z tymi, których znamy, którzy nas zrozumieją... Tymczasem okazuje się, że mała zmiana co jakiś czas może być korzystna.
Z początku byłam zła, wściekła, zrozpaczona, generalnie widziałam same negatywne strony. Nie mam już do kogo zadzwonić w środku nocy, nie mam z kim gadać do drugiej przez skype, każde jedno miejsce kojarzy mi się z tamtymi osobami... Nawet mój pokój. Przez pierwsze dwa tygodnie byłam nieufna wobec ludzi, nie dając im nawet szansy.
A potem coś się zmieniło. Nie wiem, co, ale zaufałam i nie zawiodłam się. Co prawda tęsknię teraz okropnie i potrafię nagle rozpłakać się nad głupim pamiętnikiem, jednak nie żałuję, bo dzięki temu mam zarąbiste wspomnienia, które w jakiś sposób rekompensują mi te "stracone". Właściwie, jakby na to nie patrzeć, od tamtej pory poznałam pełno nowych osób, dzięki którym uśmiecham się coraz częściej, i mimo że mój tyłek nie był jeszcze nigdy aż tak dokładnie obrobiony, to nie tracę dobrego humoru. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogłabym nigdy nie poznać tych ludzi. I szczerze mówiąc- przeraża mnie ta myśl. Już nawet nie chodzi o tych z wakacji, ale chociażby Ci, z którymi teraz mam zajęcia. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że mam okazję spędzać z nimi czas... Tak samo parę innych osób, do których wcześniej nie pałałam sympatią. Okazało się, że mamy wiele wspólnego i dobrze się dogadujemy. Gdyby nie to wszystko, to nie miałabym okazji się o tym przekonać.

Do czego dążę? Czasami zmiany nas przerażają. Na samą myśl o zmianach dostajemy drgawek i mamy ochotę zamknąć się w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi w nadziei, że tam nic nas nie dosięgnie. Moim zdaniem zmiany nie są niczym złym, wręcz przeciwnie! Okej, początki zawsze są trudne, ale koniec końców wszystko się ułoży. Trzeba wierzyć, że Fortuna wie, co robi i że nie stanie nam się krzywda, w końcu De la tormenta cuando menos piensas sale el sol... <3





see u!

niedziela, 26 października 2014

Śpieszmy się kochać ludzi...

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą...


Kiedy ostatnio powiedziałeś swoim rodzicom albo dziadkom, że ich kochasz?
Kiedy ostatnio podziękowałeś im za to, co dla Ciebie robią?
Kiedy ostatnio wgl spędziłeś z nimi więcej niż dziesięć minut?
Czy zapytałeś się ich dzisiaj, jak się czują?
Pomogłeś im w codziennych obowiązkach?
A rodzeństwu? Kiedy ostatnio ono usłyszało od Ciebie, jak bardzo je kochasz?

Zbyt często bierzemy innych za pewnik. Jesteśmy pewni, że te osoby będą przy nas cały czas, że nie odejdą z dnia na dzień, ponieważ nas kochają. No właśnie, miłość. Czy słyszałeś o tym, że miłość powinna być obustronna? Że w miłości nie chodzi o branie, ale o dawanie całego siebie każdego dnia. Miłość można okazać na miliardy różnych sposobów, od wykrzyczenia tego całemu światu aż po zwykłe gesty, takie jak pomoc czy przytulenie kogoś. Nie mówię tu tylko o miłości między dwoma kochankami, ale o tej do rodziców, do rodziny i przyjaciół... Czy powiedziałeś im wszystkim, jak bardzo ich kochasz i jak ważną częścią Twojego życia są?

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Właściwie nawet szybciej, niż można się tego spodziewać. Skąd wiesz, czy jutro nie zdarzy się jakiś okropny wypadek, w którym zginiesz ty lub ktoś z Twoich bliskich, a ty nie zdążysz powiedzieć mu, ile dla Ciebie znaczy? Nie bój się mówić Kocham. Nie bój się dziękować. Nie bój się okazywać uczuć, ponieważ kiedyś może być na to za późno. A więc...

Dziękuję:
-> moim rodzicom, że wytrzymują ze mną, mimo że czasami jestem naprawdę straszna.
-> mojej siostrze, którą kocham ponad wszystko
-> Oli, która od ponad roku jest dla mnie ogromnym wsparciem w każdej sytuacji
-> moim przyjaciółkom, a więc Ani, Kasi i Karolinie, które były ze mną mimo wszystko i nie zwątpiły we mnie, kiedy inni to zrobili
-> Piotrkowi i Staśkowi, którzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak wielkim wsparciem są dla mnie
-> wszystkim, którzy to czytają i dają mi tym samym  motywację do dalszego pisania :)
-> Oli, która nauczyła mnie co nie co o przyjaźni
-> Paulinie, Natalii i Patrycji, które dały mi niezłą lekcję życia. Zapamiętałam i zamierzam wykorzystać tą naukę w przyszłości
-> wszystkim, od których kiedykolwiek otrzymałam wsparcie
-> Nice za dobrą radę



Dobra, na mnie już czas. Idę powiedzieć paru osobom, ile dla mnie znaczą i jak bardzo je kocham. To będzie także i Wasze zadanie- nie bójcie się zrobić tego, póki nie jest za późno...



Do zobaczenia! :)



piątek, 24 października 2014

Life is beautiful!

O niee, znowu poniedziałek! Cały ten koszmar zaczyna się od nowa, a ja nawet nie zdążyłam się na niego przygotować. Znowu wpadnie dwója z matmy, z polaka się przyczepi, w dodatku miliard sprawdzianów na każdej lekcji... Po raz kolejny będę siedzieć w tym okropnym budynku do nie wiem której, a potem znowu ucieknie mi sprzed nosa autobus! Jakby tego było mało, mój telefon odmawia posłuszeństwa i nie mam na czym słuchać muzyki. Do tego sweter, który chciałam założyć, zaciągnął się i nie mam w czym iść. Naburmuszona wsiadam do auta i przez całą drogę nie odzywam się do nikogo słowem. Oh Monday, I hate u so much! 

Na pewno każdemu z nas zdarzają się mało przyjemne dni. Paradoksalnie są to zazwyczaj poniedziałki, kiedy powinniśmy być najbardziej wypoczęci, w końcu weekend, te sprawy. Wystarczy jedna rzecz i już cały humor się psuje. Chodzimy wtedy źli na każdego, kto chociaż odważy się na nas spojrzeć i przeklinamy dzień, w którym podjęliśmy taką, a nie inną decyzję. Najczęściej dostaje się tym, którzy nic nie zrobili, bo dlaczego nie? A co powiecie na to...

Nareszcie poniedziałek! Po tak cudownie spędzonym weekendzie nareszcie znowu spotkam się z moimi przyjaciółmi i podzielę się z nimi nowymi przemyśleniami. W końcu będę miała okazję się wykazać na matematyce i udowodnić polonistce, że ja także mogę zostać polonistą z pasją. Co prawda mam zapowiedziane parę sprawdzianów, ale co to dla mnie? Spędzę dziś mnóstwo czasu z cudownymi ludźmi, a potem będę mogła przespacerować się do domu. Nikt nie będzie mi przeszkadzał, bo mój telefon aktualnie wziął wolne... Oh, i znalazłam tą bluzkę, którą szukałam od pół roku! Zadowolona wsiadam do samochodu i całą drogę rozmawiam z rodzicami. Oh Monday, u r the best!

Czy nie brzmi to o niebo lepiej? Czasami warto dostrzec drugie dno i zamiast narzekać, zacząć doceniać to, co los nam zesłał. Czytałam kiedyś, że ludzie są bardziej szczęśliwi, jeśli pod koniec dnia wypiszą trzy rzeczy, za które są wdzięczni.. Obojętnie, komu: Bogu, Allahowi, Jawie, Buddzie, Matce Ziemi czy też rodzicom. Czasem zwykłe dziękuję może poprawić komuś humor, pokazać, że doceniamy jego pracę. Nie pozwólmy małym niedociągnięciom popsuć nam dnia! ;)


Za co ja dziękuję?:
-dziękuję rodzicom za wspaniałą, chociaż czasami denerwującą siostrę <3
-dziękuję za dzisiejszy cudowny dzień, który mogłam spędzić z tymi, których lubię
-dziękuję za cudownych rodziców, którzy naprawdę są najlepsi na świecie
-dziękuję moim rodzicom za nową, fryzjerską suszarkę, która jest cudowna :D
-dziękuję za moją klasę, która czasem psuje mi humor, jednak mimo wszystko jest dla mnie jak rodzina i nie chciałabym jej zmienić
-dziękuję za możliwość wyjazdu na projekt do Torgelow. To było cudowne doświadczenie i tęsknię za tymi ludźmi, jednak nie chciałabym tam wrócić. Było cudownie i się skończyło, a teraz trzeba iść dalej...
-dziękuję za te wszystkie doświadczenia, które zdobyłam od lipca, zarówno te dobre, jak i złe, bo dzięki nim wiem, kto zasługuje na miano przyjaciela, a kto go tylko udawał
-i wreszcie dziękuję za cudownych przyjaciół, których kocham z całego serducha i mam nadzieję przeżyć z nimi jeszcze więcej cudownych chwil! <3




Dziękuję osobom, które to czytają, bo dzięki nim mam motywację do pisania :)






piątek, 10 października 2014

Małżeńskie przemyślenia.

Piątek... chyba jak wszyscy czekałam z utęsknieniem na ten dzień! Wszystko zaliczone, nawet nie było aż tak tragicznie jak się z początku zapowiadało, w końcu codzienne wstawanie przed szóstą daje się we znaki, jednak mimo wszystko żyję. Teraz pozostaje tylko czekać na rezultat moich starań.. W dodatku dzisiaj stałam się bardziej matematyczna,a wszystko za sprawą Studium Talent...
Szkoła po lekcjach nie jest wcale taka zła. Ale dość o mnie, czas przejść do tematu.
Wczoraj wypadała dwudziesta pierwsza rocznica ślubu moich rodziców. Szczerze mówiąc podziwiam ich, bo ja nie potrafiłabym tego dokonać. Nie mówię, że jest między nimi idealnie, bo nie jest. Z drugiej strony nie ma ideałów, każde małżeństwo ma swoje wady, jednak mimo wszystko ludzie są ze sobą. Co sprawia, że zakochujemy się akurat w tych osobach, a nie innych? Co skłania nas do podjęcia decyzji o zawarciu małżeństwa? Na oba pytania moja odpowiedź brzmi: nie wiem. Może inaczej. To nie tak, że nie wyobrażam sobie związku z kimś, bo to nieprawda. Nie umiem sobie tylko wyobrazić, że mogłabym spędzić z kimś resztę życia. Tak wiem, druga osoba daje nam poczucie bezpieczeństwa, ale od tego ma się przyjaciół i rodzinę. W sumie dobrym rozwiązaniem jest przyjaciel-gej... Z taką osobą nie ma się raczej oporów przed rozmową na pewne tematy, a z doświadczenia wiem, że faceci są o wiele lepszymi przyjaciółmi niż dziewczyny.
Wracając do tematu małżeństwa, od którego, jak to mam w zwyczaju, odbiegłam. Większość decyduje się na ten krok, ponieważ rodzina naciska, bo ktoś tam ostatnio też brał ślub, bo to już najwyższy czas, bo ile można czekać... BŁĄD!! Nie powinno się brać ślubu, jeśli nie jest się w stu procentach pewnym swoich uczuć co do danej osoby. W innym razie cierpią najbardziej Ci, którzy nie mieli na to wpływu, to jest dzieci. Niestety większość osób nie wybiega aż tak daleko w przyszłość, czego skutki odczuwają później najmniej winni. Wielu moich znajomych ma rozwiedzionych rodziców, co w większości przypadków nie wyszło im na dobre. To jeden z powodów, dla których nie chcę brać ślubu.. No bo załóżmy, że wzięłabym ten ślub, mielibyśmy dzieci, aż nagle, pewnego dnia, dotarłoby do nas, że to wszystko to jedna wielka pomyłka, cały ten ślub i nasze wspólne życie. Jeśli żyjesz sam, to jeszcze jakoś łatwiej wszystko załatwić, jednak kiedy są dzieci.. Cała ta walka o opiekę, latanie z domu do domu. Trzy razy nie, dziękujemy!

Ehh. kończę tą pisaninę i kładę się do łóżeczka z nadzieją, że do poniedziałku będę znów zdrowa.. W końcu w środę wycieczka! ;)


Paa c:







środa, 24 września 2014

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy, czyli ostatni dzi w Berlinie...

Nawet nie zauważyłam, kiedy te 7dni minęło... jutro ostatecznie zapnę walizkę, pożegnam się z Lucy i pojadę do domu. Trochę mi z tego powodu smutno, nie mniej jednak spędziłam tu wspaniały tydzień i nikt nie odbierze mi tych wspomnień. Co z tego, że codziennie musiałam dojeżdżać jakieś 50minut do szkoły lub do miasta, skoro miałam najlepszą partnerkę na świecie, a przynajmniej w Berlinie. Właściwie mogę stwierdzić, że to moja najlepsza partnerka od czasu Judy, co wcale nie znaczy, że inni byli beznadziejni. Szczerze mówiąc zawsze miałam szczęście do partnerów, no może w większości przypadków. Szkoda, że to moja ostatnia wymiana, przynajmniej jeśli chodzi o liceum. Na szczęście za jakieś 2miesiące spotkamy się znowu...
Po co chcę znowu jechać do Berlina? Hmm. Muszę się spotkać z przedstawicielką Charité. Co to jest Charité?  Uniwersytet, na którym bardzo, ale to bardzo chciałabym studiować, a potem pracować dla nich. Póki co to są marzenia ściętej głowy, ponieważ nigdy nie będę miała średniej 5.9, jednak może da się coś jeszcze zaradzić? Właśnie po to muszę się spotkać z ich przedstawicielką. God, już się stresuję.
Słyszałam kiedyś, że aby stać się lepszym czlowiekiem, trzeba każdego dnia wykonywać przynajmniej trzy dobre uczynki. Nie wiem, czy to prawda, ale warto się przekonać. Do tej pory nie wychodziło mi to zbyt dobrze, no bo prawdę mówiąc nie jestem wcale dobra, ale dzisiaj udało mi się chyba zrobić coś dobrego. Jeśli pomogłam, to poczuję się o wiele lepiej. Jeśli nie? No cóż, próbowałam.
Okeej, czas kończyć i zabrać się za ubieranie. Za jakieś 50minut muszę wyjść i udać się na ostatnią już kolację z ludźmi, którzy może i są czasem denerwujący, ale na swój sposób byli moją rodziną przez ostatni tydzień i będzie mi ich brakować we Wrocławiu..


Bis dann :)
Saleelsol96 c:

noch was über mich..

Leżąc w łóżku zaczęłam się zastanawiać, co mogłabym napisać o sobie. Nie jest to z pewnością łatwe, żeby napisać o sobie szczerze oraz by nie przesadzić w jedną czy drugą stronę. Więc co mogę powiedzieć o sobie? Z pewnością jestem najbardziej nieśmiała z naszej czwórki (taa, już słyszę ten wszechobecny śmiach), pomimo że raczej nie sprawiam takiego wrażenia. Jestem introwertykiem. Czasami, kiedy bez przerwy widzę moich znajomych, mam ich dość. To nic osobistego, po prostu muszę naładować baterię, żeby móc widzieć się z nimi znów od poniedziałku. Mam takie chwilę, że chcę być całkiem sama (akurat wtedy każdy coś ode mnie chce), co wcale nie znaczy, że jestem aspołeczna. Lubię spędzać czas z moimi znajomymi, z nimi jest bardzo wesoło, ale mimo wszystko potrzebuję czasami odpoczynku.
Co jeszcze? Nienawidzę kłamstwa. Serio, potrafię wybaczyć wszystko, jeśli dana osoba przyjdzie i sama powie mi, co zrobiła. Im szybciej tym lepiej. W każdy  razie lepiej jest, jeśli poboli chwilę, a ja się w tym czasie z tym oswoję, niż gdybym miała to kłamstwo wyczuwać i nie wiedzieć, na czym stoję.
Co dziwne, nie uwaźam seksu z inną osobą za zdradę, o ile jest to zwykłe, pozbawione emocji piep*rzenie się. To pocałunki nadają temu głębszy sens, dlatego prędzej wybaczyłabym seks z nieznajomą niż pocałunek z kimś znajomym. Możliwe, że koje poglądy są dziwne, ale nic z tym nie mam zamiaru robić.
Nie wymagam wiele od drugiej osoby, uważam jednak, że każdy zasługuje na odrobinę szacunku, obojętnie jak bardzo tej osoby nie lubimy. Nie warto oceniać ludzi po pozorach, o czym przekonałam się osobiście już nie raz, ponieważ każdego ukształtowały inne przeżycia. Trzeba się zagłębić w historię danej osoby, by móc ją ocenić (chociaż uważam,  że nie powinno się tego robić).
Zazwyczaj nowopoznane osoby dostają ode mnie kredyt zaufania, jednak tylko niektórzy zdają test lojalności i zostają dopuszczeni bliżej. Taka jedna powiedziała mi kiedyś, że aby zostać moim przyjacielem, trzeba przejść jakiś cholerny test krwi. To nieprawda. Wystarczy być lojalnym, szczerym i prawdziwym. Po co udawać kogoś innego, skoro to i tak nie utrzyma się zbyt długo? Das verstehe ich gar nicht.
Ok, zaczynam pisać po niemiecku, czyli jestem naprawdę zmęczona. Gute Nacht und bis dann! C:

niedziela, 21 września 2014

Berlin, Berlin...

Mija właśnie mój czwarty dzień w Berlinie i póki co bawiłam się świetnie tylko wtedy, kiedy nie byłam z resztą osób. W piątek spędziłyśmy większość czasu na dojazdach, potem siedziałyśmy pół godziny na kebabie i kolejne pół w jakimś obskurnym barze, w dodatku moja pokłóciła się ze swoim chłopakiem i zrobili całkiem niezłą scenę. Potem było mnóstwo płaczu, częściowo przez niego, częściowo przez parę osób z mojej klasy, jednak koniec końców pogodzili się, a jemu nie stało się nic poważnego. Uff!
Wczoraj był Schulfest. Możecie sobie tylko wyobrazić entuzjazm moich znajomych. Tak czy inaczej musieliśmy się pojawić, ponieważ był to festyn specjalnie dla nas. Po około 20 minutach chłopcy zaproponowali kebaba. Jako że nie było póki co nic do roboty, to się zgodziliśmy. Potem poszłam z Julią na tak zwaną kawę, czyli na ploty. Powiedziałam jej, dlaczego jestem smutna, ona mi coś doradziła i wróciłyśmy na fest. Okazało się, że chłopcy poszli na mecz Lukasa, partnera Staśka. Stwierdziłyśmy, że i tak nie mamy nic lepszego do roboty, więc możemy do nich dołączyć. Mecz nie był zbyt fascynujący, toteż szybko wróciliśmy na fest. Tu nasze drogi się rozeszły, ponieważ ja chciałam pogadać z Pati, a oni chyba coś zjeść. W każdym razie ja zostałam, a oni poszli. I zniknęli na ponad trzy godziny. Julian i Julia byli wściekli, ponieważ nie mieli kontaktu z nimi i nikt nie wpadł na pomysł, żeby zapytać mnie czy Pati, czy nie mamy numeru do kogokolwiek z nich.  Generalnie skończyło się wielką spiną, łzami niejednej osoby, atakiem Pati i porzuceniem planów na wieczór. Pati pojechała do domu, a ja poszłam z Mateuszem, Lucy, Oli, Dianą i Kevinem. Miałam szczerze dość. Koniec końców poprawiłam sobie chociaż odrobinę humor, wróciłam do domu w dobrym nastroju i nie mogłam narzekać. Poznałam wczoraj bardzo miłych ludzi i do tego... Wyjaśniłam sobie wszystko z Pati. Okazało się, że i ja i ona czekałyśmy, aż jedna podejdzie do drugiej i to wyjaśni, no i że pewne osoby nagadały jej na mnie i to nieźle. Szkoda, że przy okazji nie wspomniały jej o paru innych szczegółach..

Ehh, a teraz czekam z Lucy na pizzę, potem jadę po raz pierwszy! w czasie pobytu do miasta i mam zamiar spędzić super czas z niesamowitymi ludźmi! C:
Udanej końcówki weekendu! :)




niedziela, 14 września 2014

Gdy ma się zbyt wiele czasu na myślenie...

Weekend, weekend i po weekendzie. Nareszcie skończyłam moje DSD, które kosztowało mnie sporo nerwów i wysiłku, ale efekt końcowy mi się podoba. Temat trudny sam w sobie, do tego osobiste przeżycia, które z jednej strony motywowały, a z drugiej strony zastopowały mnie na dokładnie dwa tygodnie. Nie mniej jednak skończyłam i na parę chwil mogę oddać się błogiemu lenistwu. No dobra, na bardzo krótką chwilę, bo muszę się zacząć pakować, ale jeden króciutki odcinek Kości nie zaszkodzi :D

Co do tematu... Ostatnio w szkole byłam świadkiem paru niezbyt miłych sytuacji z moimi znajomymi w roli głównej. Jest u nas w szkole rodzeństwo. Dziewczyna jest rok młodsza, chłopak cztery lata i, nie owijając w bawełnę, nie przelewa im się w domu, co można dostrzec gołym okiem. I nie bierzcie tego jako złośliwość z mojej strony.
Pierwsza niemiła sytuacja miała miejsce jakiś tydzień temu. Szukałam tej dziewczyny, ponieważ miałam odebrać od niej moje książki. Nie widziałam jej nigdzie, więc zapytałam się mojego kolegi, czy ją widział. Ten zaśmiał się tylko i powiedział, że nie. Jego drugi kolega wtrącił, że to bardzo dobrze, że jej nie ma. Powiem szczerze, nie rozumiem ich niechęci do niej. Rozmawiałam z nią i wydaje mi się bardzo sympatyczna. Co prawda ma podobno lekko stukniętą mamę, ale to nie powód, żeby się z niej naśmiewać. Nikt z nas nie ma wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodził ani ile pieniędzy mają nasi rodzice.
Druga sytuacja miała miejsce jakieś trzy dni temu. Mieliśmy mieć historię, więc po przerwie poszliśmy pod salę. Na przeciwko miała lekcje klasa gimnazjalna, do której uczęszcza wyżej wspomniany chłopak. Moi koledzy, kiedy tylko go zobaczyli, zaczęli wołać: OO! Freddy! Wiem, że on wie, że to o niego chodzi i zrobiło mi się go żal. Chłopak ma jakieś czternaście lat i to nie jest w żadnym stopniu jego wina. Gdyby chociaż mógł dorobić sobie w czasie wakacji, ale przecież nikt legalnie go nie zatrudni!

Czasami nie rozumiem moich rówieśników. To, że ktoś nie ma najnowszych gadżetów ani ciuchów nie oznacza, że jest gorszy. To nie one są wyznacznikiem naszej wartości. Gotuje się we mnie, kiedy słyszę te wszystkie komentarze, zwłaszcza że te dzieciaki nie mają na to żadnego wpływu! Nie kupuje się butów dla znaczka, tak samo jak nie kupuje się bluzek dla nadruku. Stać Cię na to? Okej, ale nie oceniaj innych przez pryzmat własnej kieszeni.


Ehh. Nie wiem, po co się tak naprodukowałam, skoro żaden z moich 'kochanych' kolegów nigdy tego nie przeczyta. Nie mniej jednak czułam, że muszę o tym napisać. Może nie pomogę akurat tej dwójce, ale może natchnę kogoś do zmiany swego postępowania...



Do następnego! :)





oto co można znaleźć w starej rozmowie... c:


środa, 3 września 2014

W poszukiwaniu szczęścia

Nie mam zbytnio pomysłu, co mogłabym napisać o sobie, więc może napiszę tutaj coś w stylu Złotych Myśli... Pamiętacie? Za moich czasów pod koniec 6. klasy było to bardzo modne. Zakładało się zeszyt, w którym ludzie pisali o swoich zainteresowaniach, rodzinie, przyjaciołach usw. No to zaczynamy!


Jak na mnie mówią: Gosia, Shakira
Zainteresowania: muzyka, śpiewanie, podróże, historia, kryminologia, psychologia
Ulubiony sport: piłka nożna, pływanie, taniec
Ulubiony film: nie mam
Ulubiona/ne piosenka/ki: Ciega sordomuda, Song for Sophie, Sale el sol
Ulubiony cytat: De la tormenta cuando menos piensas sale el sol
Najlepsza przyjaciółka: hmm. Jest nas cztery, na dobre i na złe. Dziewczyny porównują nas do Seksu w Wielkim Mieście, chociaż ja skłaniałabym się raczej ku Lejdis. Po co sięgać po coś zagranicznego, skoro mamy to u siebie?
Karola to niepozorna blondynka. Ktoś, kto jej nie zna, może pomyśleć, że naiwna, marzycielka, łatwo ją oszukać.. Jednak po bliższym poznaniu mogę powiedzieć jedno: Nikt nie stąpa po ziemi tak twardo jak ona. I niewiele osób ma tak dobre serducho. Szkoda, że nie każdy umie to docenić...
Kasiulę poznałam w Oerlinghausen na cudownym projekcie. Pamiętam, jak siedziałyśmy na korytarzu pod pokojem Stefana grając w Mordercę i plotkując o naszych wspólnych znajomych. I tak to się zaczęło. To najwspanialszy rudzielec, jakiego znam (może dlatego, że jedyny :P ), który ostatnio znalazł swoją drugą połóweczkę :)
Anę poznałam przez Kasię, jakieś pół roku temu i od razu się polubiłyśmy. Ciepła, kochana, ale jeśli ktoś zajdzie jej za skórę... Oj, nie radzę. Na serio, lepiej nie prowokować, zwłaszcza jak chodzi o nas.
Najlepszy przyjaciel: mam trzech kandydatów i mam nadzieję, że kiedyś każdy z nich zostanie tu wpisany.

Nooo, to by było chyba na tyle. Matma wzywa, w końcu ktoś musi ustalić te granice, zwłaszcza jeśli chodzi o niektóre punkty ;)