Z początku byłam zła, wściekła, zrozpaczona, generalnie widziałam same negatywne strony. Nie mam już do kogo zadzwonić w środku nocy, nie mam z kim gadać do drugiej przez skype, każde jedno miejsce kojarzy mi się z tamtymi osobami... Nawet mój pokój. Przez pierwsze dwa tygodnie byłam nieufna wobec ludzi, nie dając im nawet szansy.
A potem coś się zmieniło. Nie wiem, co, ale zaufałam i nie zawiodłam się. Co prawda tęsknię teraz okropnie i potrafię nagle rozpłakać się nad głupim pamiętnikiem, jednak nie żałuję, bo dzięki temu mam zarąbiste wspomnienia, które w jakiś sposób rekompensują mi te "stracone". Właściwie, jakby na to nie patrzeć, od tamtej pory poznałam pełno nowych osób, dzięki którym uśmiecham się coraz częściej, i mimo że mój tyłek nie był jeszcze nigdy aż tak dokładnie obrobiony, to nie tracę dobrego humoru. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogłabym nigdy nie poznać tych ludzi. I szczerze mówiąc- przeraża mnie ta myśl. Już nawet nie chodzi o tych z wakacji, ale chociażby Ci, z którymi teraz mam zajęcia. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że mam okazję spędzać z nimi czas... Tak samo parę innych osób, do których wcześniej nie pałałam sympatią. Okazało się, że mamy wiele wspólnego i dobrze się dogadujemy. Gdyby nie to wszystko, to nie miałabym okazji się o tym przekonać.
Do czego dążę? Czasami zmiany nas przerażają. Na samą myśl o zmianach dostajemy drgawek i mamy ochotę zamknąć się w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi w nadziei, że tam nic nas nie dosięgnie. Moim zdaniem zmiany nie są niczym złym, wręcz przeciwnie! Okej, początki zawsze są trudne, ale koniec końców wszystko się ułoży. Trzeba wierzyć, że Fortuna wie, co robi i że nie stanie nam się krzywda, w końcu De la tormenta cuando menos piensas sale el sol... <3
see u!