czwartek, 4 czerwca 2015

How to say Good Bye?

Po wielu latach ciężkiej pracy, miesiącach oczekiwań, tygodniach stresów i nieprzespanych nocy nareszcie mogę powiedzieć: To już jest KONIEC! Maturki ustne zdane, na wyniki pisemnych trzeba jeszcze co prawda poczekać, jednak jestem dobrej myśli. Trzymam kciuka za wyniki wszystkich tegorocznych maturzystów, a przyszłym mogę dać tylko jedną radę- nie warto się bać. Strach ma wielkie oczy, jednak nie można mu ulec. Jeśli przezwyciężycie go, to z pewnością zdacie! Jednak nie to miało być tematem dzisiejszego posta.


Odkąd pamiętam nie znosiłam pożegnać. Po każdym wyjeździe czułam się przygnębiona, ponieważ gdzieś w głębi serca wiedziałam, że "Do zobaczenia" oznaczało mniej więcej "Może kiedyś, przypadkiem". Cóż, przez ostatnie lata często mówiliśmy sobie, że na pewno się spotkamy, pojedziemy gdzieś na wakacje, jednak czas sprawiał, że zawsze było coś ważniejszego. Nie mam jednak żalu, ponieważ po pewnym czasie uświadamiałam sobie, że owszem, bawiliśmy się fajnie i wtedy spędzaliśmy miłe chwile, jednak co będzie, jeśli kolejne spotkanie nie będzie już tak dobre jak ostatnie? Po ostatnich wakacjach moje koleżanki śmiały się ze mnie za każdym razem, gdy mówiłam "chcę tam wrócić! Tam było cudownie!". Cóż, po pewnym czasie sama doszłam do wniosku, że lepiej tam nie wracać. Było miło, ale się skończyło. Wciąż zdarza mi się wracać myślami do tamtych chwil, wciąż tęsknię niesamowicie i wiem, że będę tęskniła. Możliwe, że spotkam kiedyś kogoś z nich i nie będę umiała sobie przypomnieć, skąd ja znam takiego kogoś. Możliwe, że to ta osoba nie będzie wiedziała, skąd się znamy. Nieważne. To co przeżyłam, to jest moje. No ale do czego zmierzam?


Ponad miesiąc temu pożegnałam się z klasą. Niby widzieliśmy się na maturach, jednak to już nie było to samo. Wcześniej byliśmy (chcąc, nie chcąc) grupą o tych samych interesach, spędzającą ze sobą pięć dni w tygodniu. Mimowolnie byliśmy na siebie skazani. Jak to wyglądało w czasie matur? Były grupki. Tu jedna, tam druga, a jeszcze gdzieś indziej trzecia. Nie mogę powiedzieć, że byliśmy zgrani, jednak po sześciu latach w jednej szkole, z niektórymi w jednej klasie, widziałam to inaczej. Skoro po 10 dniach nie potrafiliśmy usiąść w jednej grupie, to co będzie za 10 lat? Czy my w ogóle będziemy potrafili się spotkać? Możliwe, że za X lat będzie lepiej i zapomnimy o wszystkim, możliwe, że się nie spotkamy już nigdy, jednak nie wiem, czy jest sens zamartwiać się tym. Póki co mam w planach wyjazd z grupką znajomych i nie mogę się doczekać!


Niełatwo jest się żegnać. W takich chwilach warto pamiętać, że każde pożegnanie to początek czegoś nowego. Dwadzieścia jeden miesięcy temu pożegnałam Babcie. Jak do tej pory było to najgorsze pożegnanie, jednak z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że dobrze się stało. Ona nie cierpiała, a ja mogłam być na pogrzebie, co wcale nie było wtedy aż tak oczywiste. Myślę, że nie warto odkładać pożegnań na potem, jeśli wiemy, że i tak ono nastąpi. To tak trochę jak ze zrywaniem plastra- lepiej raz, a porządnie, niż ciągnąć to w nieskończoność. Tak samo będzie z tym postem. Udanego długiego weekendu i (maturzystom) wakacji!