czwartek, 12 listopada 2015

O sile słów, czyli jak ważne potrafią być słowa ;)

Tym razem moja wena na pisanie nie odeszła na długo, więc znów pragnę podzielić się z Wami swoimi przemyśleniami. Częściowo będzie to wpis edytowany (pierwotna wersja pojawiła się na blogu pod koniec stycznia), jednak chciałabym coś jeszcze dodać, być może rozszerzyć post. Nie wiem, jak wyjdzie, jednak to pozostawiam do oceny Wam. Zatem życzę Wam miłej lektury i zabieram się do pracy. Dziś znów pochylę się nad siłą słów. Ale dość tych wstępów. Zaczynamy!



Mam za sobą dość intensywny okres. Zmieniłam miejsce zamieszkania, zaczęłam studia za granicą, co wbrew pozorom wcale nie było łatwe do zorganizowania. Niejednokrotnie jeździłam do Berlina, siedziałam po nocach pisząc eseje czy wypełniając dokumenty i parę razy byłam bliska powiedzenia sobie dość. Kiedy nie odnajdywałam się w dość skomplikowanych procedurach rekrutacji, miałam ochotę usiąść i rzucić to wszystko w cholerę, wszak dostałam się na studia w Polsce, więc w sumie po co mam wyjeżdżać? W takich chwilach nieocenione okazało się wsparcie najbliższych. Wiele razy usłyszałam od nich: Kto ma dać radę, jak nie ty? Jesteśmy z Ciebie tacy dumni... 



A jak często TY wspierasz swoich bliskich?



Wiem, że czasami niektóre czynności wydają nam się bezsensowne. Po co mówić komuś po raz milionowy, że się w niego wierzy, skoro ta osoba bardzo dobrze o tym wie? Jaki jest sens w powtarzaniu wciąż tych samych słów? Uwierzcie mi, że warto. Czasami jedno zdanie może zmotywować człowieka i pomóc mu przezwyciężyć strach, jakieś obawy, które nam wydają się bezpodstawne. Tu nie chodzi jednak tylko o nas, ale o innym, przede wszystkim o nich. Nam powiedzenie tych paru słów nic nie zrobi, a już na pewno nie zaszkodzi, a innych może podnieść na duchu i sprawić, że się nie poddadzą. Zaczęłam stosować tą technikę od trzech lat i wprawdzie to nie ja powinnam oceniać jej skutki, jednak myślę, że przynosi ona pozytywne efekty. Ba, sama widzę efekty na sobie. Co prawda słyszę te słowa znacznie rzadziej niż moi przyjaciele, jednak te parę razy pokazuje mi, jak wiele dają słowa. 



No właśnie, słowa... jak wielu z Was zwraca uwagę na słowa wypływające z Waszych ust? Jak wielu z Was zdaje sobie sprawę z ich wagi? Słowa potrafią pokrzepić, jednak niewłaściwie użyte potrafią wyrządzić niewyobrażalną krzywdę innej osobie. Czytałam kiedyś artykuł, że aby zniszczyć czy uzdrowić człowieka, nie trzeba wcale czynów, a przynajmniej nie odgrywają one aż tak dużej roli, jak słowa. Może to głupi przykład, ale gdy moja Babcia umierała, to wszyscy staraliśmy się przy niej być. Lekarz dawał jej maksymalnie miesiąc, przeżyła ich jeszcze jedenaście. Staraliśmy się ją wspierać, nawet w tych momentach, gdy mieliśmy dość. Zwłaszcza ostatnie dwa miesiące były niezwykle trudne. Pamiętam, jak siedziałam z nią cały dzień i prosiłam, by nie umierała. By jeszcze wytrzymała chociaż tydzień, chociaż miesiąc. Co dziwne, odeszła dopiero wtedy, gdy dostała pozwolenia od mojej Mamy i jej brata. Wiem, jak to brzmi, dla mnie to też brzmiało jak absurd, jednak ta sytuacja tylko potwierdza to, o czym już napisałam. Słowa potrafią zdziałać cuda. 



Wiem, że czasami trudno jest kontrolować słowa płynące od nas, zwłaszcza w złości. W czasie kłótni często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo ranimy nimi drugą osobę. Może inaczej. Nie doceniamy tych słów, umniejszamy ich moc. Nieraz w czasie kłótni powiedziałam coś, czego od razu żałowałam, jednak prawda jest taka, że tych słów nie da się cofnąć. Zdanie raz wypowiedziane nie może zostać "odpowiedziane", to tak niestety nie działa. Kontrolowanie słów wypływających z nas pod wpływem emocji jest trudne, jednak moim zdaniem każdy powinien dążyć do uzyskania tej umiejętności. W przeciwnym razie któregoś ranka możecie obudzić się z przerażeniem wymalowanym na twarzy, uświadamiając sobie, jak wiele złego wyrządziliście innym, a jak łatwo można by tego uniknąć. 



Na koniec chciałabym podzielić się z Wami paroma słowami, które wbrew pozorom mają wieeelką moc. Proszę. Dziękuję. Przepraszam. Dzień dobry. Do widzenia. Miłego dnia. Zwłaszcza te trzy pierwsze, choć niekoniecznie popularne, są niezwykle magiczne. Nie bójcie się ich używać! Ja tymczasem kończę swoje przemyślenia na dziś i powoli zbieram się do domu. 




Miłego dnia!















czwartek, 5 listopada 2015

Odrobina szczęścia

UWAGA! Kolejny wpis zawierający moje osobiste refleksje. Jeśli nie podobał Ci się poprzedni, to wciśnij crtl+w ;)


Znowu zaliczyłam dość długą nieobecność, za którą na wstępie chcę Was przeprosić. Do tej pory nie wierzę, jak wszystko może się zmienić przez nieco ponad trzy miesiące, jednak życie ma to do siebie, że lubi zaskakiwać. Z osobistych osiągnięć mogę pochwalić się tym, że dostałam się na studia i doszło mi przez to trochę obowiązków, jednak nie narzekam. W końcu kto ma dać radę, jak nie ja? Nie to jednak będzie tematem mojego dzisiejszego postu. Gotowi? Mam nadzieję, że tak, ponieważ przygotowałam dla Was zbiór moich przemyśleń z ostatnich paru tygodni. Ale dość tych wstępów! :)



Zapewne wielu z Was zna to uczucie, gdy patrzycie na innych ludzi i mówicie "też bym tak chciał/chciała, ale...". No właśnie, ale. Prawie zawsze, prędzej czy później, w naszej głowie pojawia się mały złośliwiec, który podsuwa nam najgorsze z możliwych scenariuszy i sprawia, że opanowuje nas strach. To on tworzy te wszystkie ale, to przez niego zostajemy sparaliżowani i nie chcemy ryzykować. Jak ja to dobrze znam... Wiele razy wmawiałam sobie, że coś nie jest dla mnie, że nie dam rady, bo jestem za słaba, bo na pewno się nie uda, że znowu coś się stanie. Że nie jestem wystarczająco dobra, że może mi się coś stać. 


Pewnego słonecznego, choć niekoniecznie pięknego sierpniowego dnia usiadłam na ławce w parku i czekając na koleżankę zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Spoglądając w przeszłość dostrzegłam wiele sytuacji, w których powinnam zaryzykować, jednak zbyt bardzo się bałam, by to zrobić. Cóż, strach ma wielkie oczy, ale wtedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że mogę już nigdy w życiu nie mieć szansy, by wykorzystać podobne okazje. I dopiero wtedy naprawdę się przeraziłam. Przez parę lat żyłam w przekonaniu, że nie mogę narażać się na żadne niebezpieczeństwa, nałożyłam na siebie klosz i tak naprawdę nie widziałam, ile mnie przez to omija. Postawiłam sobie za cel znaleźć bezpieczne studia, po których dostanę stabilną pracę, założyć rodzinę... I tak bardzo skupiłam się na dążeniu do tego, że zapomniałam o tym życiu, które jest teraz.


Siedziałam tam wtedy i obserwowałam innych, jednocześnie myśląc o swoich znajomych. Myślę, że pewnie większość z Was zauważyła taką zależność- im ktoś ma gorzej w życiu, tym bardziej docenia to, co od życia dostaje. Biedni ludzie o wiele bardziej doceniają to, co zsyła im los, śmiertelnie chorzy cieszą się każdą swoją chwilą, którą mogą spędzić z najbliższymi, podczas gdy Ci, którzy mają teoretycznie najlepszą sytuację i niczego im nie brakuje, najbardziej narzekają. Ciągle im czegoś brakuje, ciągle by chcieli czegoś nowego, podczas gdy niewielu z nich docenia, jak wiele szczęścia w życiu mieli. Goniąc ciągle za szczęściem nie dostrzegamy, że kryje się ono w każdej jednej chwili, w każdej sekundzie, którą mogliśmy przeżyć, w każdym jednym spojrzeniu na świat. Tak usilnie próbowałam odnaleźć szczęście, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, że ono cały czas ze mną było. W każdej sytuacji, w każdym momencie. Nie doceniałam ludzi, którzy byli dla mnie, nie doceniałam tego, że mogę się w spokoju i zdrowiu uczyć, rozwijać... Czy naprawdę musimy coś stracić, żeby to docenić? Dlaczego zawsze dostrzegamy to, co nam ucieka, jednak nie umiemy cieszyć się tym, co jest? 




Tamtego dnia postanowiłam coś zmienić. Powiedziałam sobie- dość. Nie można tak dalej żyć. Życie jest kruche i nigdy nie wiesz, kiedy się skończy, więc żyj. Żyj tak, jakby jutra miało nie być. Żyj tak, jak zawsze chciałaś i nie zważaj na to, co ktoś pomyśli. Przez parę ostatnich lat zbyt bardzo skupiałam się na tym, co pomyślą inni, by dostrzec to, co jest dla mnie najlepsze. Nie wierzę, że to piszę, ale nauczcie się być egoistami. Myślcie o sobie, stawiajcie siebie na pierwszym miejscu, bo to Wasze szczęście jest dla Was najważniejsze. Życie macie tylko jedno, więc przeżyjcie je jak najlepiej. Nie dajcie sobie wmówić, że się do czegoś nie nadajecie, że jesteście gorsi od innych. Nie jesteście. Nie ma pojęcia "lepszy" czy "gorszy", bo każdy jest tyle samo wart. Nauczcie się być egoistami, ale nie krzywdźcie jednocześnie innych. Nie budujcie szczęścia na cudzym nieszczęściu, ale nie pozwólcie, by inni Was ograniczali. Nie bójcie się być sobą. Jeśli ktoś Was naprawdę polubi, to tylko za to, jacy naprawdę jesteście. I najważniejsze- otwórzcie się na miłość. Nie bójcie się kochać i być kochanymi. Kochajcie przyjaciół, rodzinę, nawet wrogów, bo to oni definiują to, kim jesteśmy. A przede wszystkim kochajcie samych siebie.



Na dziś to koniec moich przemyśleń. Mam nadzieję, że Was za bardzo nie zanudziłam. Ja tymczasem uciekam do spania, a Wam życzę udanego listopada. Nie dajcie się pogodzie i nie zapominajcie o tym, co najważniejsze!



Who deserves it more than u?