niedziela, 25 czerwca 2017

Powrót i temat na czasie (przynajmniej u mnie c:)



Dziewięć miesięcy... Sama nie mogę uwierzyć, że aż tyle mnie tu nie było. Sesja letnia, która przekształciła się w sesję zimową i trwała aż do końca marca, bieżące obowiązki, do tego praca... Wstyd się przyznać, że blog nie jest jedyną rzeczą, którą zaniedbałam. Teraz postaram się to jednak nadrobić, a Was zapraszam na post poświęcony... zazdrości, a dokładniej zazdrości o przyjaciela partnera. Tak, moi drodzy, zazdrość. Któż z nas chociażby raz w życiu nie był zazdrosny? No spokojnie, mi możecie powiedzieć :) 



Jak wpadłam na taki pomysł? Rozmawiałam ostatnio z przyjacielem. Po raz pierwszy od pół roku, a przynajmniej po raz pierwszy mogliśmy usiąść i wszystko sobie opowiedzieć. I z niemałym zdziwieniem dowiedziałam się, że powodem naszej małej, a właściwie zerowej aktywności była... zazdrość. A dokładniej zazdrość jego dziewczyny. Przyznam szczerze, że mnie zatkało. Nie jestem raczej osobą, która może dawać powody do zazdrości (raczej na pewno, ale jak to mówią: różne są gusta), tym bardziej nie mogłam zrozumieć, o co ta dziewczyna mogła być zazdrosna. A potem przypomniał mi się przyjaciel, którego straciłam. A potem kolejny kolega, z którym też już nie miałam kontaktu. A potem kolejny i kolejny. I już nie było mi tak do śmiechu, jak na początku. Bo coś w tym jednak jest. 



Jeśli mam być szczera, to nigdy nie spoglądałam na to z tej perspektywy. Każdą jedną "stratę" tłumaczyłam natłokiem obowiązków oraz faktem, że w pierwszej fazie związku zazwyczaj ma się klapki na oczach i zapomina o bożym świecie. A potem połączyłam fakty, wszystkie spojrzenia rzucane mi przez wybranki moich kumpli i doszłam do zaskakującego  wniosku.  One wszystkie były najzwyczajniej w świecie zazdrosne. O mnie. Koniec świata.


Dlaczego ten wniosek jest taki zaskakujący? Cóż, składają się na to dwie rzeczy. Po pierwsze, moja subiektywna potrzeba przestrzeni w związku i nieumiejętność wyobrażenia sobie sytuacji, w której kończę przyjaźń ze względu na partnera. Po drugie... Kim trzeba być, żeby kazać partnerowi coś takiego zrobić? I nie mówię tego dlatego, że byłam ofiarą takiego zachowania. Jakim egoistą trzeba być, żeby wymuszać na partnerze (bo najczęściej nie jest to prośba wprost, a małe niuanse, by daną osobę usunąć ze swojego otoczenia) zakończenie przyjaźni. Przecież każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu odetchnąć, porozmawiać z kimś innym. Kim trzeba być, by pozbawiać tej możliwości ukochaną osobę? Ciekawa jestem, czy osoby tak postępujące same zrezygnowałyby z przyjaźni z osobą, której ich partner nie akceptuje. Bo z moich obserwacji wynika, że nie.



Nie chcę tu wylewać swoich żali na Panie, bo Panowie wcale nie są lepsi. Niemniej jednak nie rozumiem takiego postępowania. Przecież skoro Partner jest z nimi, to musi mieć jakiś powód. Skoro wybrał akurat tę dziewczynę, to wiadomym jest, że musi ją kochać, a przynajmniej musi mu na niej zależeć. I przyjaźń z kimś innym wcale tego nie wyklucza. Powiem Wam w sekrecie, że gdyby przyjaciele chcieli być razem, to by byli. A skoro nie są, to najwidoczniej jest jakiś powód i najczęściej są to zupełnie inne oczekiwania co do związku i tego, jak miałaby wyglądać ich przyszłość. A tego się niestety nie przeskoczy. Poza tym, czy nie łatwiej byłoby taką osobę po prostu poznać i spróbować się z nią zakumplować? Powiem Wam kolejny sekret: nie wyobrażam sobie odbicia faceta mojej koleżance. Nie tylko przyjaciółce, ale także zwykłej koleżance. I zapewniam Was, że większość z ludzi, których znam, ma takie samo podejście do tematu.


Przesadna zazdrość może prowadzić do wielu niezdrowych sytuacji. Każdy z nas, zanim da się jej ponieść, powinien na spokojnie usiąść i zastanowić się, czy naprawdę ma do niej powód. Wiadomo, odrobina zazdrości podgrzewa atmosferę w związku, ale uwierzcie mi, odrobina wystarczy. A spoglądanie wilkiem w kierunku każdej dziewczyny, z którą rozmawia Wasz partner (lub w kierunku każdego faceta, z którym rozmawia Wasza partnerka), jest delikatnie mówiąc nienormalne. I osobą, której najbardziej szkodzicie, jesteście Wy sami.



Cóż, zostawiam Was z tym tematem do przemyślenia, a tymczasem wracam do wieczornego oporządzania się. I mam nadzieję, że będę miała okazję napisać do Was szybciej niż za dziewięć miesięcy! Buziaki!




xoxo, Gosia











1 komentarz: