Dziewięć miesięcy... Sama nie mogę uwierzyć, że aż tyle mnie tu nie było. Sesja letnia, która przekształciła się w sesję zimową i trwała aż do końca marca, bieżące obowiązki, do tego praca... Wstyd się przyznać, że blog nie jest jedyną rzeczą, którą zaniedbałam. Teraz postaram się to jednak nadrobić, a Was zapraszam na post poświęcony... zazdrości, a dokładniej zazdrości o przyjaciela partnera. Tak, moi drodzy, zazdrość. Któż z nas chociażby raz w życiu nie był zazdrosny? No spokojnie, mi możecie powiedzieć :)
Jak wpadłam na taki pomysł? Rozmawiałam ostatnio z przyjacielem. Po raz pierwszy od pół roku, a przynajmniej po raz pierwszy mogliśmy usiąść i wszystko sobie opowiedzieć. I z niemałym zdziwieniem dowiedziałam się, że powodem naszej małej, a właściwie zerowej aktywności była... zazdrość. A dokładniej zazdrość jego dziewczyny. Przyznam szczerze, że mnie zatkało. Nie jestem raczej osobą, która może dawać powody do zazdrości (raczej na pewno, ale jak to mówią: różne są gusta), tym bardziej nie mogłam zrozumieć, o co ta dziewczyna mogła być zazdrosna. A potem przypomniał mi się przyjaciel, którego straciłam. A potem kolejny kolega, z którym też już nie miałam kontaktu. A potem kolejny i kolejny. I już nie było mi tak do śmiechu, jak na początku. Bo coś w tym jednak jest.
Jeśli mam być szczera, to nigdy nie spoglądałam na to z tej perspektywy. Każdą jedną "stratę" tłumaczyłam natłokiem obowiązków oraz faktem, że w pierwszej fazie związku zazwyczaj ma się klapki na oczach i zapomina o bożym świecie. A potem połączyłam fakty, wszystkie spojrzenia rzucane mi przez wybranki moich kumpli i doszłam do zaskakującego wniosku. One wszystkie były najzwyczajniej w świecie zazdrosne. O mnie. Koniec świata.
Dlaczego ten wniosek jest taki zaskakujący? Cóż, składają się na to dwie rzeczy. Po pierwsze, moja subiektywna potrzeba przestrzeni w związku i nieumiejętność wyobrażenia sobie sytuacji, w której kończę przyjaźń ze względu na partnera. Po drugie... Kim trzeba być, żeby kazać partnerowi coś takiego zrobić? I nie mówię tego dlatego, że byłam ofiarą takiego zachowania. Jakim egoistą trzeba być, żeby wymuszać na partnerze (bo najczęściej nie jest to prośba wprost, a małe niuanse, by daną osobę usunąć ze swojego otoczenia) zakończenie przyjaźni. Przecież każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu odetchnąć, porozmawiać z kimś innym. Kim trzeba być, by pozbawiać tej możliwości ukochaną osobę? Ciekawa jestem, czy osoby tak postępujące same zrezygnowałyby z przyjaźni z osobą, której ich partner nie akceptuje. Bo z moich obserwacji wynika, że nie.
Nie chcę tu wylewać swoich żali na Panie, bo Panowie wcale nie są lepsi. Niemniej jednak nie rozumiem takiego postępowania. Przecież skoro Partner jest z nimi, to musi mieć jakiś powód. Skoro wybrał akurat tę dziewczynę, to wiadomym jest, że musi ją kochać, a przynajmniej musi mu na niej zależeć. I przyjaźń z kimś innym wcale tego nie wyklucza. Powiem Wam w sekrecie, że gdyby przyjaciele chcieli być razem, to by byli. A skoro nie są, to najwidoczniej jest jakiś powód i najczęściej są to zupełnie inne oczekiwania co do związku i tego, jak miałaby wyglądać ich przyszłość. A tego się niestety nie przeskoczy. Poza tym, czy nie łatwiej byłoby taką osobę po prostu poznać i spróbować się z nią zakumplować? Powiem Wam kolejny sekret: nie wyobrażam sobie odbicia faceta mojej koleżance. Nie tylko przyjaciółce, ale także zwykłej koleżance. I zapewniam Was, że większość z ludzi, których znam, ma takie samo podejście do tematu.
Przesadna zazdrość może prowadzić do wielu niezdrowych sytuacji. Każdy z nas, zanim da się jej ponieść, powinien na spokojnie usiąść i zastanowić się, czy naprawdę ma do niej powód. Wiadomo, odrobina zazdrości podgrzewa atmosferę w związku, ale uwierzcie mi, odrobina wystarczy. A spoglądanie wilkiem w kierunku każdej dziewczyny, z którą rozmawia Wasz partner (lub w kierunku każdego faceta, z którym rozmawia Wasza partnerka), jest delikatnie mówiąc nienormalne. I osobą, której najbardziej szkodzicie, jesteście Wy sami.
Cóż, zostawiam Was z tym tematem do przemyślenia, a tymczasem wracam do wieczornego oporządzania się. I mam nadzieję, że będę miała okazję napisać do Was szybciej niż za dziewięć miesięcy! Buziaki!
Dlaczego ten wniosek jest taki zaskakujący? Cóż, składają się na to dwie rzeczy. Po pierwsze, moja subiektywna potrzeba przestrzeni w związku i nieumiejętność wyobrażenia sobie sytuacji, w której kończę przyjaźń ze względu na partnera. Po drugie... Kim trzeba być, żeby kazać partnerowi coś takiego zrobić? I nie mówię tego dlatego, że byłam ofiarą takiego zachowania. Jakim egoistą trzeba być, żeby wymuszać na partnerze (bo najczęściej nie jest to prośba wprost, a małe niuanse, by daną osobę usunąć ze swojego otoczenia) zakończenie przyjaźni. Przecież każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu odetchnąć, porozmawiać z kimś innym. Kim trzeba być, by pozbawiać tej możliwości ukochaną osobę? Ciekawa jestem, czy osoby tak postępujące same zrezygnowałyby z przyjaźni z osobą, której ich partner nie akceptuje. Bo z moich obserwacji wynika, że nie.
Nie chcę tu wylewać swoich żali na Panie, bo Panowie wcale nie są lepsi. Niemniej jednak nie rozumiem takiego postępowania. Przecież skoro Partner jest z nimi, to musi mieć jakiś powód. Skoro wybrał akurat tę dziewczynę, to wiadomym jest, że musi ją kochać, a przynajmniej musi mu na niej zależeć. I przyjaźń z kimś innym wcale tego nie wyklucza. Powiem Wam w sekrecie, że gdyby przyjaciele chcieli być razem, to by byli. A skoro nie są, to najwidoczniej jest jakiś powód i najczęściej są to zupełnie inne oczekiwania co do związku i tego, jak miałaby wyglądać ich przyszłość. A tego się niestety nie przeskoczy. Poza tym, czy nie łatwiej byłoby taką osobę po prostu poznać i spróbować się z nią zakumplować? Powiem Wam kolejny sekret: nie wyobrażam sobie odbicia faceta mojej koleżance. Nie tylko przyjaciółce, ale także zwykłej koleżance. I zapewniam Was, że większość z ludzi, których znam, ma takie samo podejście do tematu.
Przesadna zazdrość może prowadzić do wielu niezdrowych sytuacji. Każdy z nas, zanim da się jej ponieść, powinien na spokojnie usiąść i zastanowić się, czy naprawdę ma do niej powód. Wiadomo, odrobina zazdrości podgrzewa atmosferę w związku, ale uwierzcie mi, odrobina wystarczy. A spoglądanie wilkiem w kierunku każdej dziewczyny, z którą rozmawia Wasz partner (lub w kierunku każdego faceta, z którym rozmawia Wasza partnerka), jest delikatnie mówiąc nienormalne. I osobą, której najbardziej szkodzicie, jesteście Wy sami.
Cóż, zostawiam Was z tym tematem do przemyślenia, a tymczasem wracam do wieczornego oporządzania się. I mam nadzieję, że będę miała okazję napisać do Was szybciej niż za dziewięć miesięcy! Buziaki!
xoxo, Gosia
Coraz lepsze te teksty Misiu :*
OdpowiedzUsuń